IV. Pamięci Sługi Bożego Ks. Jana Jędrychowskiego CM (1899-1942) Czas duszpasterstwa cd.
Po powrocie z Milatyna Nowego ks. Jan zamieszkał w domu kleparskim i był kapelanem w Domu Pomocy Społecznej im. Ludwika i Anny Helclów w Krakowie.
Dom Ubogich im. Ludwika i Anny Helclów w Krakowie powstał w wyniku fundacji zasłużonych dla Krakowa małżonków - Anny z domu Treutler i Ludwika Helclów i jest dowodem wielkoduszności jego założycieli. Ludwik Helcel był pierwszym wiceprezydentem miasta Krakowa, działał w samorządzie miejskim, był także członkiem i podstarszym Krakowskiej Kongregacji Kupieckiej. Anna Helcel w znacznym stopniu sfinansowała budowę szpitala dla dzieci im. św. Ludwika. Oboje małżonkowie ufundowali kaplicę cmentarną na Rakowicach. Największą jednak część majątku przeznaczyli na ufundowanie zakładu dla nieuleczalnie chorych i rekonwalescentów. Zapis w testamencie Anny Helcel z 1878 r. kreował powstanie Domu Ubogich fundacji Helclów.
Zgodnie z wolą Fundatorki bezpośredni zarząd nad zakładem i opiekę nad pacjentami miały sprawować Siostry Miłosierdzia (Szarytki).
Ks. Jan był dyrektorem Stowarzyszenia Dzieci Maryi, które pomagało mu w pracy z mieszkańcami domu.
Dzieci Maryi –stowarzyszenie, skupiające młode dziewczęta i chłopców, którzy chcą żyć duchem maryjnym i szerzyć cześć Najświętszej Maryi Panny Niepokalanej. Powstało ono pod wpływem objawień Matki Bożej, św. Katarzynie Laboure w 1830 r. w kaplicy Sióstr Miłosierdzia w Paryżu. Zostało zatwierdzone przez papieża Piusa IX dnia 20 czerwca 1847 roku.
Ks. Franciszek Malinowski w swoich wspomnieniach wiele uwagi poświęca osobowości i działaniom ks. Jana Jędrychowskiego.
Fragmenty ze wspomnień ks. Franciszka Malinowskiego
zamieszczone w książce pt. „I ja widziałem w swoim życiu świętych”.
.
Młodość jego musiała być piękna i jasna, skoro współparafianie przy każdych odwiedzinach rodziny witali go z niekłamaną zawsze radością. Parafia Słomniki w bieżącym wieku wydała z siebie 40 kapłanów. W takiej atmosferze zewnętrznej – atmosferze rodzin kapłańskich, a przede wszystkim w atmosferze ciepłej i religijnej swej własnej rodziny rozwijało się kapłańsko-misjonarskie powołanie – poświęcenia się wyłącznie tylko dla biednych, opuszczonych, jak jego Ojciec Duchowy św. Wincent a Paulo. O ziemskie dobra nie zabiegał, choć mógł je mieć i po rodzicach i zostając w świecie. Była to dusza naprawdę „Secundum Cor Dei” – według serca Bożego.
Kleparski Dom ma swoje piękne tradycje. Tu ogniskowała się praca misjonarska, tu rozpoczęło się odrodzenie Zgromadzenia po rozwiązaniu go przez zaborców. Tu odbywały się cały rok rekolekcje dla naszego ludu ze Śląska i z Kongresówki, przywiązując ten lud do Kościoła i Ziemi Ojczystej. I z tym wszystkim zespolił się ks. Jan na śmierć i życie, tym żył o tym śnił, marzył i rozmawiał.
Z domem Kleparskim zrósł się nierozłącznie i na zawsze przez swoje męczeńskie i misjonarskie Kapłaństwo.
Zgromadzenie kochał jak rzadko kto. Był przywiązany do Niego nadzwyczajnie i bronił jego dobrego imienia, stąd sztandar misjonarski niósł wysoko - święcie.
Dla swej małomówności nazywano go pospolicie ”Mrukiem”, a on tymczasem, aż nadto był gadatliwym, kiedy chodziło o mowę, która poucza, podnosi na duchu, pociesza, naprowadza na dobrą drogę i wnosi radość do życia. To było jego słabością w myśl słów: „Radujcie się i weselcie w Panu” – rozumiał on dobrze, że bez ducha radości nie można szczerze i należycie służyć Panu Bogu, ani też dobrze odpowiadać „łasce Stanu”.
Zakład Helclów kochał jak swa Matkę, którą dość wcześnie stracił. Dla zakładu wiele się poświęcał i zawsze do usług jego spieszył, będąc tegoż zakładu kapelanem. Na każde większe święto z pomocą „Dzieci Maryi” - Stowarzyszenia, którego był dyrektorem wraz z siostrą Marią duszą całego stowarzyszenia, jak przystało na dobrą Córkę św. Wincentego a Paulo, sprawiał mieszkańcom zakładu radosne rozrywki – odpowiednie pogadanki i inne dla ich wieku i warunków życia miłe niespodzianki. Często też z pomocą kleryków kleparskich i ich orkiestry urządzał koncerty wokalno-muzyczne, „Mikołaje” i „Gwiazdki”.
Aby zaś ułatwić leżącym starcom i chorym w zakładzie słuchanie Mszy św. i nauk głoszonych w kaplicy zakładowej i branie udziału w nabożeństwach tam odprawianych – instaluje radiowe głośniki, rezygnując na ten cel z trzech wakacyjnych wywczasów i pewnej kwoty pieniężnej od rodziców. Cieszył się widząc ich zadowolonymi. Swoim bezinteresownym poświęceniem się i szczerze kapłańsko-misjonarską gorliwością rozkołysał on życie religijne w Zakładzie tak, że większość jego mieszkańców przystępowała do codziennej Komunii Świętej.
Znany jest dla Krakowa ten cud z dnia 1 września 1939 r. Był to pierwszy piątek miesiąca i pierwszy dzień wybuchu strasznej wojny. Trzy bomby padły na Zakład. Jedna z nich uderzyła na kopułę kaplicy. Dzięki temu jednak, że wszyscy ludzie w kaplicy wyszli z ławek, aby przystąpić do Komunii Świętej nikt szkody nie poniósł oprócz doznanego strachu i lęku. Nabożeństwo do Boskiego Serca Jezusowego zostało tu w widoczny sposób wynagrodzone, a był to owoc gorliwej pracy misjonarskiej ks. Jędrychowskiego.
W Kronice Sióstr Miłosierdzia z Domu Pomocy Społecznej Helclów w Krakowie jest wzmianka o tym, że w dniu 01.09.1939 roku w czasie odprawiania Mszy Św. przez Księdza Kapelana Jana Jędrychowskiego uderzyła bomba w kopułę kaplicy powodując wielkie zniszczenia, ale nikogo nie zabiła.
Lubił bardzo samotność – bo wczuwał się dobrze w słowa św. Wincentego „Laus tibi Domino – Chwała Tobie Panie w milczeniu. On był milczącym i znał czas stosowny dla mowy (Syr 20 5-6). Jest czas milczenia, jest czas mówienia (Koh 3, 7).
Rozumiał słowa pańskie: Kto ust swych strzeże - ten strzeże życia (Prz 13, 3), bo nic nie ma tam Chrystus głosu w takiej duszy, gdzie hałasu jak na rynku - któż Go słuchać będzie.
W Zgromadzeniu czuł się dobrze jak w rodzinie.
Kto go znał – ten się nie ośmielił mówić przy nim źle o bliźnim, zwłaszcza o nieobecnym. Przecież sam Chrystus uzależnił swój sąd o nas od tego jak my sądzimy bliźnich swoich.
Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni. A ty nie masz nic sobie do wyrzucenia? … tymi słowy zamykał wszelką dyskusje na temat wad bliźniego. Najwybredniejszy przełożony był z niego i jego pracy zawsze zadowolony. Ubóstwo i umartwienie to jego ulubiona droga.
Tak charakteryzował ks. Jana Jędrychowskiego ks. Franciszek Malinowski, zgodnie z tytułem książki, że „widział w życiu świętych”.
W następnym artykule przedstawimy okres pobytu ks. Jana w więzieniu na Montelupich oraz w obozach koncentracyjnych Auschwitz i Dachau.
Ewa Warda-Kaszuba, Maria Elżbieta Jędrychowska